Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/497

Ta strona została skorygowana.

miano... Generał zajęty swą narzeczoną, mało zwracał uwagi na podawane potrawy; piękna Felicya przeciwnie, godna uczennica księcia, jadła z namaszczeniem, z widoczną rozkoszą, i mówiła o każdem daniu w prawdziwem znawstwem, podnosząc jego charakterystykę. Trafny jej sąd najmniejsze odcienie umiał oceniać, wszystkie przymioty sosów, zalety przypraw, kunszt kuchmistrza... Marszałkowa jadła chciwie, ale bez krytyki i należytego rozróżnienia kąsków i potraw. Maurycy naostatek sam nie wiedział co jadł, a rad się był wyrwać co prędzej. Tymczasem gastronomiczna ta uczta przeciągnęła się niezmiernie, a deser sam, wielce urozmaicony, trzy razy obnoszono...
Doczekał się wreszcie Moryś płókania ust i przejścia do saloniku, gdzie już czekała kawa i likwory. Mężczyźni za pozwoleniem pań zapalili cygara, bo i piękna Felicya cygareta lubiła... Dym miał u niej prawo obywatelstwa.
Gdy wreszcie znużony i zbity, pożegnawszy raz na zawsze panie i panów, znalazł się Maurycy za bramą — odetchnął lżej... męczarnia jego się skończyła.
Pozostawało mu dotrzymać danego słowa i pożegnać hrabiego...
Wiedział, że na niego czekano. Pojechał co najprędzej dopełnić tej ostatniej formalności, aby tegoż wieczoru siąść na pocztę i wracać do domu.
Hrabia oczekiwał z herbatą...
— Wprost widzę z obiadu od pani Leonowej, zawołał w progu — wiedziałem, że pana proszono.
Któż był? jak to się odbyło? Spodziewałem się, że i mnie może wezwą... ale zapewne chcieli być sami z wami. A — baron?...
— Barona nie było.
— To mnie cieszy! rozśmiał się hrabia. Więc — en petit comité...
— Był tylko generał...