Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/505

Ta strona została skorygowana.

— Słyszeliśmy, żeś pan chorował — rzekł; widać to na twarzy — ale młodość! Gorzej jest ze mną, ja ciągle jestem cierpiący... wątroba, żółć, najmniejsza rzecz ją porusza... Doktorowie znowu wyimaginowali sobie podagrę, kawęczę i stękam... Nie uwierzysz jak mi źle, jak zestarzałem. Apetyt, jedna rzecz co mnie jeszcze trzymała — tracę. Do obiadu siadam obojętny, wstaję od niego nie z tą, jak dawniej, pociechą i zadowoleniem błogiem, ale ociężały, często drzemiący...
Wszyscy tu w tem towarzystwie sobą byli zajęci — Leonowi, który miał ochotę także się skarżyć, nie dano ust otworzyć. Felicya chwaliła się generałem, marszałkowa działalnością swą dobroczynną, którą coraz bardziej się roznamiętniała, książę mówił o swych chorobach.
Dnia tego, generała, który wyjechał na wieś, nie było — dał jednak znak życia, bo z jego polecenia wspaniały bukiet przyniesiono Felicyi, która się nim pyszniła.
— Jak młody kochanek pamiętny jest, rozmiłowany, marzący, mówiła marszałkowa. Zachował całą żywość uczuć młodzieńczych... Bałwochwalczo kocha Felicyę...
— Niech sobie mama wystawi, że wczoraj jeszcze po teatrze przysyłał tu... pod jakimś pozorem, i musiałam kilka słów napisać... Tak mu się nie chciało odjeżdżać! Pewna jestem, że dziś powróci, i że choćby późno przyleci...
— Pan nie znasz generała? spytał książę — a! to człowiek! Doświadczenie dojrzałe, a serce młode... Takiego męża potrzebował ten anioł nasz!
Nie rozważył książe, iż w tym wykrzyku mieściła się niegrzeczność — przeszła ona nie uczuta, bo Leon był roztargniony. Felicyi nieobojętnem było nawet temu odprawionemu mężowi się podo-