Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/506

Ta strona została skorygowana.

bać... Stała się zalotną, wdzięczącą, parę razy nawet potrąciła o dawne wspomnienia. Leoś pozostał chłodny.
— Jakże on biedny wystygł, zmienił się, zardzewiał! szepnęła matce. Ale to trup...
— Masz słuszność — trup biedny. Wyznaję że mi go żal — ale któż mu winien?
W grzecznościach Leonowi czynionych, oprócz fantazyi, miała udział myśl, ażeby mu niemal zamknąć usta i pozostawić po sobie wspomnienie miłe. Chciano zarazem tym chłodem okazać, jak mało ważyła strata. Wszystko to na miękkiego człowieka podziałało tak, że go w istocie ujęło; pojęcia o moralności miał zawsze bardzo swobodne, a postępowanie żony tłómaczył sobie prawie swem własnem.
— Biedna kobieta szuka sobie szczęścia jak może... mówił w duchu.
Otworzono mu dawne mieszkanie, w którem znalazł tak jeszcze żywe wspomnienia przeszłości, Symforyana, pierwszych czasów pobytu w Warszawie, świetnych występów, odegranej roli wielkiego pana, iż go chwyciły za serce. Westchnął do tej znikłej wielkości własnej — żal mu jej było.
— A! rzekł siadając w dawnym fotelu: nigdy już tak szczęśliwym nie będę. Nie rozbierał tego mniemanego szczęścia, którego analiza dałaby fusy i męty — zdala wzięte en bloc i widziane w perspektywie, świeciło mu fałszywym blaskiem.
Porównywając ten stan — utraconego raju do teraźniejszego położenia, widział się upokorzonym, zbiedzonym, nieszczęśliwym. Cały wieczór przemarzył tak chodząc po pustych pokojach z kąta w kąt, stając w fajkarni, przypatrując się sprzętom, żegnając te miejsca, w których tak wygodnie był sobie usnuł gniazdo.