Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/509

Ta strona została skorygowana.

czego ładny buziaczek i staranniejsze wychowanie dawało prawo.
Sama upadła i nieszczęśliwa, panna Ida miała na sercu, aby siostrę uchować od podobnego losu, i żaden Argus tak przenikliwemi oczyma nie strzegł skarbu, jak ona swojej Tosi... Była w tem i miłość, i rachuba, i żal po własnej doli... i mieszanina różnych żywiołów, jak we wszystkich pobudkach czynności ludzkich...
Tytularnym protektorem Idy teraźniejszym był wysoki urzędnik, którego ona paskudnym skąpcem nazywała... Meble, cacka, kosztowności otaczające pochodziły jeszcze z czasów Leosia, i były po większej części darami jego...
Protektora na teraz nie było w mieście, mogła więc swobodnie przyjmować u siebie Leona; a choćby nawet był się zjawił — nie miała obawy, bo nie bardzo troszczyła się o niego. Nie mógł jej nawet wziąć za złe odnowienia dawnej znajomości...
Służąca, Tosia i sama gospodyni jeszcze z teatralnego stroju nie rozebrana, krzątały się około herbaty i podwieczorku, z którym chciano wystąpić...
Leon wszedł powoli...
— Proszę, proszę... a najprzód, spojrz-no pan na Tosię... Widzisz jaka śliczna! aha!
I pocałowała ją w czoło.
— Jak różyczka... Tom ja ją tak wychowała... Muszę się nią pochwalić. Gra, śpiewa, po francuzku mówi ślicznie i — patrz-no pan, co za figurka!... Pokaż rączki... niech pan zobaczy co za łapki.
Dziewczę się wyrywało i rumieniło.
— Chwalę się nią, bo co ja z tem utrapieniem miałam za kłopoty! Strzegę, pilnuję... bo to trochę trzpiot.
— Ale — Ida! co pleciesz! wybuchła Tosia.