Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/518

Ta strona została skorygowana.

tku do niewiadomego końca, o którym Leon nie myślał.
Grywał we dnie i wieczorem, obiadował wyśmienicie — godziny wolne przesiadywał u Tosi — było mu znowu dobrze... nie pragnął więcej.
Czasem się przypomniały Rakowce, ale coraz gęstszą mgłą przysłonione. Tam oczekiwano na niego daremnie i z coraz większym niepokojem. Niewytłómaczoną było rzeczą dla czego siedział tak długo...
Moryś nie pisał, spodziewając się powrotu codzień, w czem go utwierdzało to, że listu też nie odbierał — na ostatek... nie mógł już wytrzymać, i Leon wśród zgnuśnienia tego i letargu otrzymał pismo, które go nieco rozbudziło.
Maurycy dowiadywał się w niem, czy Leon chory nie był, nie przypuszczał bowiem innej zwłoki przyczyny. Donosił, że kapitanowa i miss Lucy ciągle się o powrot jego dowiadują... że podkomorzy nudzi się bez niego. Nakoniec prosił i przynaglał, aby przyjeżdżał do Rakowiec, gdzie nań niecierpliwie oczekują.
Więcej niż miesiąc, dwa prawie upływały od wyjazdu... Siedząc nad tym listem, Leon zadumał się głęboko. Miss Lucy... miała być jego nauczycielką... Tak śliczna była ze swym dziewiczym spokojem, z tem męztwem amazonki, z tą prostotą swą niemal dziecięcą, a nauką jakby professorską! Tak miło słuchać jej było i napawać się każdem słowem!... Ale — u Tosi pan Leon był znowu tak swobodny, tak wyższy nad nią, tak poufały! Tak było wygodnie patrzeć na ładne dziewczątko, które się ani zarumieniło łacno, ani zdziwiło trochę śmiałemu wyrażeniu... do którego zbliżyć się mógł jak sam chciał... pod okiem siostry; a — w najgorszym razie, za daleko się posunąwszy, mógł do-