Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

Snadź już przygotowany był do tego zapytania żyd, bo sięgnął po pugilares za nadrę, dobył go, rozwinął ze sznurków, któremi staruszek był umocowany, i wysunął z niego kawałek papieru. Stary sięgnął po niego, ale żyd zatrzymał, pisany był po żydowsku. Poszli czytać po cichu do okna. Regestr był długi i szczegółowy... Wszystko razem zliczone okrągłą sumę stanowiło, która twarz Czermińskiego rozjaśniła. Rad był, że się tego tyle znalazło... Pochodził po izbie z oczyma w sufit wlepionemi, licząc. Hersz stał z uwielbieniem patrząc na niego.
— Bankruty! wymknęło się Czermińskiemu... trącić to — padnie...
I ręką machnął, jakby wskazywał upadek.
Wtem Herszko przystąpił do niego, z nieco zachmurzoną twarzą.
— No — a książę?... rzekł: — on ich przecie nie opuści?
Znowu ręką pogardliwy ruch zrobił Czermiński, i palcami na dłoni pokazując liczenie pieniędzy, zakończył pustą wyciągając kieszeń z kapoty... Rozśmiał się.
— Albo — albo — dodał żyd — ma kredyt...
— Nie ma! krzyknął gorąco Czermiński jakby strzeli — nie ma! nie ma!
Żyd zamilkł... Starego nie sposób było przekonać, Hersz głową pokręcił.
— No i jeszcze jedna rzecz — począł powoli. Jaśnie pan nie zna Malborzyńskiego...
Pogardliwą minę zrobił stary...
— Tak, tak, ciągnął żyd dalej — tak się on wydaje... letkiewicz, szaławiła... do niczego, — a z ludźmi umie żyć i za nosy prowadzić. Ma wszystkich w kieszeni. Człowiek zręczny... wierz mi pan, daleko mądrzejszy niż się zdaje... I przeskoczyć i podpełznąć