Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/524

Ta strona została skorygowana.

iż omylić się nie było podobna, do jakiego należała świata...
Bracia uściskali się serdecznie.
— Napisałeś mi Leosiu, że się czułeś niezdrowym, rzekł Maurycy; to mnie szczególniej skłoniło do przyjazdu... Jakże się czujesz?
Na twarzy Leona wcale niezdrowia widać nie było, owszem w tem życiu próżniaczem, bez troski, odżył był nieco, wypełniły mu się policzki — utył odrobinę, wyglądał wyśmienicie.
— Tak — czułem się niezdrowym, rzekł; ale to po części — przeszło...
— I — myśle, że ja ciebie z sobą do Rakowiec zabrać potrafię — odezwał się brat. Tęsknimy wszyscy po tobie... doprawdy, niewdzięczny jesteś.
— Owszem, wdzięczny niezmiernie — odezwał się Leon — ale jakże ja mam wiecznie u was siedzieć na komornem! Dla was stanę się ciężarem — no — i mnie samemu to cięży... Wierz mi...
— Zamieszkaj gdzie indziej — odparł Maurycy — ja nie mam nic przeciw temu — możesz u siebie na wsi wcale się dogodnie urządzić, tylko nie w Warszawie! błagam!
— Dla czegoż? — proszę cię — co za uprzedzenie?
— Nie — ale tu jesteś kompromitowany, powietrze ci tu nie służy, wrócisz mimowoli do dawnego życia które dla ciebie jest niezdrowe.
Maurycy zwrócił się do biurka, i z uśmiechem ręką wskazując na fotografię spytał:
— Czy to jest... to serce dziewicze?
Zarumienił się Leon i portrecik usunął.
— Tak, to jest ta panienka...
— Czy mogę wiedzieć — kto to taki?
— Nie, rzekł po namyśle Leon — teraz ci jeszcze nic powiedzieć nie mogę, nie ma też nic jeszcze stanowczego. Tak, przywiązałem się, dziewczę nie-