Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/530

Ta strona została skorygowana.

Poruszyła się żywo; wtem na znak dany, hrabia zbliżył się ku niej i szepnął:
— A nielepiejże byłoby, żeby familia dała posażek pannie, i żeby sobie innego męża znalazła?
Wyraz — posażek — podziałał jak najskuteczniejsze lekarstwo. Panna Ida spuściła oczy, zamyślona.
— Męża jej pani znajdziesz łatwo — dodał Maurycy żywo — panienka jest ładna, młoda...
— Zkądże to panu wiadomo? wszak jej nie znasz? podchwyciła Ida.
— Widziałem fotografię — mruknął Maurycy zmieszany.
— To pewnie pan albo brat, albo swat pana Leona, a pan Leon też nic potem, żeby się z fotografią wykradzioną chwalił! Bo że mu nie dawała portretu, to pewna. Jabym na to nie pozwoliła. Może niepoczciwy fotograf sprzedał, bo oni na wszystko gotowi.
— Do rzeczy! do rzeczy! naglił hrabia. Panna Tosia będzie wyposażona, a pani jej znajdziesz męża...
— Dwadzieścia tysięcy złotych dajemy posagu, jeśli zaraz za mąż wyjdzie — wyrwał się Maurycy.
Ida mimowolnie ręce zacisnęła... ze wzruszenia... Sama nie wiedziała co począć. Przyjmować czy odrzucić! Summa ofiarowana dowodziła, że się obawiano; nie chciała siostry przyszłości oddawać za tych dwadzieścia tysięcy — lecz, a nuż stawionoby przeszkody? kłopot! bieda!
— Ja pani życzę po przyjacielsku, dodał Maurycy — przyjmuj pani póki dają...
— I tak zaraz mam jej męża na poczekaniu wyszukać! Odezwała się panna Ida. Ja jej nie wydam za pierwszego lepszego. Dawno się stara ten z kancelaryi — chłopiec niczego ale słyszę w karty gra...