Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/532

Ta strona została skorygowana.

wiedząc czy całe to wystąpienie nie miało pogorszyć jeszcze sprawy.
Hrabia pośpieszył do domu, i usiadł do gry, nie dając nic poznać po sobie; Maurycy wrócił do hotelu — niespokojniejszy jeszcze niż przed chwilą. Fraszka jednak było zakłopotanie jego w obec niepokoju, jaki opanował pannę Idę, która z wypieczonemi rumieńcami wróciła do swych gości tak pomieszana i rozdrażniona, że się domyślano daleko przykrzejszej przygody, niż była w istocie. Dopytywać zaczęto, ale nic nie mówiła, spojrzeniami tylko rzucanemi na siostrę kazała się domyślać, że o nią chodzi. Goście, choć dobrej myśli, zmiarkowali, że się im wynieść wypada i zwolna zaczęli się wysuwać, w nadziei, że całej tej historyi później się dowiedzą.
Już w chwili gdy się rozchodzili, wpadła panna Ida na myśl szczęśliwą, ażeby rady przyjaciela swego od serca zasięgnąć. Był nim niejaki Buksowicz, który rozpoczynał właśnie fabrykę cukrów na własną rękę i o założeniu cukierni przemyślał. Człowiek niezbyt młody, z dawna już w czułych zostawał stosunkach z Idą. U niego jednego w potrzebie mogła pieniędzy pożyczyć, choć i on ich nie miał wiele. Lecz człek był serdeczny i słabostkę zachował do dawniej przyjaciółki, mimo wszystkich jej ułomności. Już Buksowicz nakładał kalosze i miał za innymi się wynosić, gdy Ida go pochwyciła za ramię i szepnęła:
— Mam coś do poradzenia się — zostańcie na momenciczek. Jak Boga kocham, waryuję.
Choć obawiał się cukiernik, aby sprawa nie szła o pieniądze — jednakże pozostał i wielce wzruszony, w jednym kaloszu, którego już zdejmować nie chciał, wszedł napowrót do salonu. Stała w nim ręce załamując Ida, poruszona tak, jak stary przyjaciel nie widział jej już od pierwszego zerwania