Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/535

Ta strona została skorygowana.

z tego? Przepuszczą posag prędko i biedę potem klep.
Pan Izydor z którego uśmiechu widać było, że chciał dać radę bardzo przewrotną, wstrzymał się z nią, widząc, że panna była mocno podraźniona; ręce rozstawił, głowę spuścił i zakończył tem niemem wyznaniem nieudolności swojej.
—Co ja tu mogę decydować! szepnął; róbcie jak lepiej...
Stuknąwszy drzwiami wyszła Ida, pan Izydor kalosz niosąc wyniósł się do przedpokoju, i mrucząc przeciw niewiastom w ogóle, parasola dopytawszy, opuścił kamienicę... Co się tu później pomiędzy siostrami działo — nie wiemy spełna; ale do późnej nocy hałas, rozmowę i sprzeczki słychać było.
Gdy nazajutrz zjawili się rano o jedenastej dwaj panowie, Ida ich znowu, dla bezpieczeństwa przyjęła w tym samym pokoju sypialnym, tym razem już z większym porządkiem przygotowanym do gości. Podraźniona była bardzo i smutna.
— Cożeś pani postanowiła? zapytał hrabia...
— Co ja tu mogę stanowić? odparła Ida — ja sama nie wiem. Siostra od wczoraj płacze, bo ona go szczerze kocha, ani chce znać, ani wiedzieć o tem, żeby miała za innego iść. Jak Boga kocham...
— Na otarcie łez, szydersko dodał hrabia — możeby jeszcze się co narzuciło, na wyprawę, na szpilki...
— Nie — odparła Ida — niech się już dzieje wola boża, ja siostry nie sprzedam...
I zwróciwszy się do Maurycego zawołała:
— Gdyby panowie nie wiedzieli, że on się chce żenić, tobyście tak pieniędzmi nie rzucali... a jak się ożeni, to lepiej, niż okup brać ladajaki. Prosty chłopski rozum to mówi.
Maurycy zżymał się z niecierpliwości.
— Dam więcej, rzekł — o co idzie?