Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

— Co bez kłopotu!...
Po namyśle ze środka izby poszli razem do oddalonego jej kątka. Tu szepty się poczęły, w których znowu żyd więcej mówił, a Czermiński słuchał; parę razy jakby się posprzeczali, stary odstąpił, wrócił, robił miny wyraziste — i w końcu przyszło do zgody...
Dobiwszy się do tego, gość pospieszył do drzwi, otworzył je i zawołał ogromnym głosem:
— Zaprzęgać!
— Czy pan do domu wraca?
Czermiński się rozśmiał.
— Ja? chyba za cztery tygodnie!
Hersz pokiwał głową...
W kwadrans potem kałamaszka stuknąwszy o próg austeryi wydobyła się z pod jej dachu, Czermiński pokazał ręką w ulicę na lewo, skinął na pożegnanie gospodarzowi, i w chwilę potem Hrehora plecy i czapka znikły za wysokim parkanem... Stary Hersz, jakby się potrzebował dobrze rozmyślić nad tem co się stało i co się dziać miało, z rękami w kieszeniach, pozostał w progu swojego pięknego domu.
Widocznie ciężyło mu coś, wzdychał, jakby zadanie wielkie i trudne miał przed sobą. Z głową zwróconą w tę stronę, gdzie kałamaszka mu z oczu znikła, rozmyślał może o Czermińskim, który ruszył tak spokojny i chłodny jak przyjechał... Na Herszku nawet czyniło to wrażenie, co tamtego wcale nie poruszało... Westchnienie mu się z ust wyrwało.
W tejże chwili, jakby niem wywołał niemiłe zjawisko, ujrzał Hersz od plebanii idącego drogą i poświstującago mężczyznę, na którego widok pospieszył się ukryć w głębi domu. Był to średnich lat człowiek, postawy męzkiej i zręcznej, silny, zdrowy, z twarzą rumianą i błyszczącemi oczyma, uśmiech-