— Bardzośmy wdzięczni wam... bardzo, ja szczególniej, bo mój to list, przyznaję się, bez wiedzy męża pisany, wywołał te szczęśliwe odwiedziny.
Pierwsze lody były skruszone... bracia usiedli... Tosia się wytłómaczyła, że musi póść do dzieci, i że zaraz powraca. Z dala w istocie słychać było głosy dziecinne... i śmiech pomieszany z płaczem...
— Widzisz Maurycy — odezwał się Leon — mam żonę, jakiej potrzebowałem. Komisarz z niej, ekonom, sekretarz i gospodyni... Nie uwierzysz, jak się zna na kuchni. Ty wiesz, że ja zawsze jeść lubiłem... nie mamy zbyt doskonałego kucharza, a zobaczysz jak jemy... Sto razy lepiej i zdrowiej niż w najwykwintniejszej restauracyi... Słowem — to kobieta do wszystkiego... a ja... mogę odpoczywać, bo gdybym chciał, nic mi robić nie daje... Ale zdrowie mi też nie służy...
Wzajemnie się dopytując o rodzine, o Rakowce, o dzieci, Leon zabawiał brata, ożywił się, poweselał... Widać było że przeszłość którą starannie mijać i obchodzić musiał, przykrem mu była wspomnieniem, że rad był o niej zapomnieć. Moryś też jej nie tykał.
Pani Leonowa wróciła po chwili — za nią wnoszono śniadanie...
Służba była staranna, w domu nie zbywało na niczem, a pani dbała widać o to mocno, aby dom się z dostatkiem popisał, może większym niż był w istocie. Maurycy jeszcze onieśmielał ją, mówiła mało, patrzała nań, obawiała się go może... Pani sąsiedzi mniej wiedzieli o jej pochodzeniu — bratu ono nie było tajemnicą — miała tę słabość, że się go wstydziła.
Wspomniano coś o muzyce. Maurycy widząc fortepian, odezwał się, iż słyszał, że jest muzykalną.
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/550
Ta strona została skorygowana.