Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/552

Ta strona została skorygowana.

siostrzyczkę, podobną do siebie, w złym humorze, z kułaczkiem przy jednem oku...
To były pierwsze wrażenia, jakie tu spotkały Maurycego... Na pozór było to tak szczęśliwem, że z trwogą pewną lękał się głębiej sięgnąć okiem w dom ten i życie, aby tam nie znalazł czegoś, coby go rozczarowało i zasmuciło. Po wierzchu nic takiego nie dostrzegał — wolał się łudzić niż badać. Nie wierzył prawie oczom i szczęściu temu...
Ku wieczorowi, nie mówiąc nawet o tym interesie, dla którego przybył, Maurycy chciał do Skwarskich powracać na noc, ale Leon go zatrzymał...
— Nie puszczę, rzekł do niego — poszlemy po twoje rzeczy — nie godzi się, abyś pod obcym nocował dachem... Przykroby to nam było.
Pani także prosić zaczęła, Maurycy został — pokój już dla niego wcześnie przygotowano.
Gdy Leon na chwilę się oddalił, żona jego przyszła, onieśmielona, do brata.
— Już się chyba przyznam, rzekła, że ten list w interesie napisałam nie dla interesu. Leon tęsknił, odezwać się nie śmiał — musiałam użyć tego fortelu, spodziewając się odnowić stosunki — ściągnąć albo list... lub słowo...
Mój mąż winien wam wiele, ja to wiem najlepiej... ciężyło mu, że nawet dziękować nie mógł...
Przerwał kilku słowami Maurycy... Bratowa nie czarowała go wcale, był przeciw niej mocno uprzedzony; lękał się wszystko widzieć zawczasu zbyt jasno. Jednakże to, co tu znalazł, powoli go z nią przejednywało.
Jakimś dziwnym trafem, dziewczę z tego warszawskiego bruku, na którym przy siostrze nic oprócz lekkomyślności nauczyć się nie mogło, postawione w położeniu nowem, przez miłość własną, chcąc mu sprostać — wydołało zadaniu nad siły... Czy