Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/557

Ta strona została skorygowana.

W czasie bytności obojga Leonowstwa w Rakowcu, przybył i stary stryj Łukasz, przez ciekawość, aby poznać tę — jejmościankę, jak ją nazywał. Leona i teraz nie lubił, ale go już znosił.
— Przynajmniej po bożemu żyć zaczął, więc choć niewiele wart zawsze — Bóg tam z nim — mówił pan Łukasz...
Stryj ten w siermiężce i butach kozłowych, nie podobał się Tosi, patrzała na niego z podziwieniem i wstrętem. Przeciwnie on, gdy ją poznał bliżej, wielkim się stał wielbicielem.
— Ten człowiek, jak Boga kocham, rzekł takiej żony był niewart... To baba co się zowie... Prawda, że go pod pantoflem trzyma, ale gdzież takiego trutnia posadzić? Niech Panu Bogu dziękuje, że ma z jej łaski ciepły kąt...
Przez cały czas swojego pobytu, pan Łukasz nie zagadał nawet do Leona, z żoną zaś jego aż do znużenia jej wiódł rozmowy, które ją niezbyt bawiły...
Gdy nareszcie po dniach kilku miał powracać stary do Zamoroczan, i już się siadać na wózek zbierał, w dziedzińcu się spotkał z podkomorzym.
— A co, acindziej uciekasz? spytał p. Czesław.
— Czas... trzeba do lasu się schować znowu — rzekł p. Łukasz — a co ja tu z wami będę robił? Com chciał tom widział, słyszał... dosyć...
— A cożeś zobaczył i czego się dowiedziałeś? śmiejąc się dodał podkomorzy.
— Wiesz acindziej co? Oto tej wielkiej jednej prawdy: że u nas gdyby nie baby, tobyśmy przepadli!...
Krasicki mówił:
„My rządzim światem, a nami kobiety!“
My, mości dobrodzieju, niczem nie rządzimy już, a gdyby one nami nie chciały rządzić, z krete-