Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

trzy tysiące... liche — trzy tysiące? Co to znaczy dla Hersza?
— A czemuż pan sam tych trzech tysięcy dostać nie może? odparł żyd spokojnie.
— Czemu? ależ to rzecz bardzo, zda mi się, jasna. Oto najprzód dla tego, że ja na handlu pieniędzy mało się znam, to nie moja rzecz; powtóre, że ja Hersza proszę, a do kogo innegobym o to nie poszedł. W waćpanu mam zaufanie... a...
Nie dokończył, można się było domyślić reszty. Było to wielce dla starego izraelity pochlebne, lecz nie poruszyło go wcale. Skłonił się zimno.
— Tak to się panu zdaje, że mnie o pieniądze łatwo być może dla tego, że ja obracam niemi... Pieniądze dziś się pochowały...
— No — a ja wiem gdzieby je Hersz znalazł na skinienie! odparł śmiejąc się Malborzyński. Jak Boga kocham.
Hersz rzucił nań oczyma ciekawemi.
— A gdzież? zapytał.
— Mam mówić? Przecież jesteście we współce i najlepszej komitywie z tym starym sknerą i dziwakiem Czermińskim... ten ci da ile zechcesz.
Nie chcąc ani zaprzeczyć, ani potwierdzać, Hersz ramionami tylko ruszył. Nie wiadomo co go w tej chwili tknęło jakoś, że się stał z posępnego uprzejmiejszym daleko, bo juścić nie pochlebstwo, którem mu pan Aleksy podkadził.
— Niech-no pan siada — odezwał się — może panu czem służyć mogę? Kieliszek starego francuskiego wina nigdy nie zaszkodzi...
— Na probostwie jadłem śniadanie! odparł Malborzyński siadając... no — i parę kieliszków się wypiło.