— To tem bardziej zapić je trzeba, rzekł Hersz idąc do szafy. U proboszcza ja wiem jakie jest wino. Spróbuj pan mojego...
To mówiąc uchylił drzwi do drugiego pokoju, zaszwargotał coś Hersz, i mocno zapłoniona piękna Sorka, z ukosa spoglądając na Malborzyńskiego, prędko wniosła parę lampeczek na tacce, i jeszcze prędzej, z brzękiem je postawiwszy na stole, uciekła.
Stary żyd dobył flaszkę i nalał lampki. Panu Aleksemu w to było grać, skosztował wina, cmoknął i ochoczo lampkę do połowy wypił...
— Niech pan kończy... pierwszą od razu — rozśmiał się Hersz, trzymając butelkę w pogotowiu — dzieci będą chorowały... Wino zdrowe i czyste...
Malborzyński nie dał się namawiać, zaczynał nabierać nadziei i przekonania, że w ten sposób robi interesa... Stare frankońskie wino, (pospolicie tu zwane francuskiem), nalane na poprzednio wypite u proboszcza, żwawo mu postąpiło do głowy. Wesoło zaświeciły oczy.
— Kochany panie Hersz, odezwał się: waćpan jesteś jedyny człowiek, w którym mam zaufanie. Szacuję go i kocham.
Kłaniał się żyd grzecznie.
— Pomóż nam i wygodź na ten raz, my... spodziewam się potrzebować później tego nie będziemy... Jeżeli istotnie nie masz pieniędzy — no — dostaniesz łatwo na swój rachunek u Czermińskiego. Ta bestya śpi na złocie jak smok, sam go nie używa, a ma po uszy...
Tu rozśmiał się zniżając głos pan Aleksy, widocznie coraz bardziej rozmarzony...
— Kto wie... dług ten się później może zmazać z jego własnej szkatułki...
Żyd popatrzał zdziwiony...
— A to jak?
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/58
Ta strona została skorygowana.