Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

rych ceny nie znano — najcenniejszych tem, że lat młodości świadkami były...
Tu Pani Leokadya czuła się u siebie... bo Czermiński nigdy tam nie zaglądał.
Lecz gdy on wyjechał i obawa spotkania się z przechodzącym w salonie (tak go zwano przez grzeczność) ustawała — pani Leokadya i panna Damianna chętnie się tu przenosiły, bo miały więcej miejsca i czuły się swobodniejsze, niż w ciasnocie izby, na którą tyran skazywał nieszczęśliwą żonę.
Życie też samo, uregulowane, gdy Czermiński je dzielił, nadzwyczaj skrzętnie, oszczędnie i prosto — płynęło szerzej, układało się dostatniej.
Pani Czermińska nie była nigdy gospodynią zapobiegliwą, nie miała zmysłu gospodarskiego, oszczędność i spekulacye mężowskie obrzydziły jej wszelki rachunek i skąpstwo — ze krwią Rawskich wzięła zamiłowanie dostatku, świetności, wygód... Nie umiała więc w szczupłym zakresie, który do niej należał, wielkich znaleźć zasobów, by niemi bez wiedzy męża rozporządzać mogła. Pomimo tego, z pomocą panny Damianny daleko przemyślniejszej, sekretnej sprzedaży ogrodowin, drobiu, różnych małych produktów folwarcznych, udawało się dwom kobietom, którym Czermiński szczupłe bardzo dawał fundusze, zebrać coś na uprzyjemnienie życia, na strój, na przysmak jakiś... Najczęściej jednak faworyt Leoś, któremu matka nic odmówić nie umiała, wyłudzał od nich grosz ten ostatni na swe przyjemności i potrzeby... Zapożyczano się u arendarzów, u oficyalistów, sprzedawano potajemnie czasem zachowane jeszcze klejnociki i pamiątki... Grosz tym sposobem zdobyty uprzyjemniał żecie, dozwalał coś sprowadzić z miasteczka, zabawić się czemś i rozerwać.
Nie czuły tego biedne kobiety, że tyran swą oszczędnością, tym kradzionym przed nim drobnost-