wisko. Matka umyślnie dała jej skromną białą sukienkę, jedną różę we włosy tylko i aksamitkę czarną na szyję, ale ta spięta była brylantową broszą, darem księcia, szacowanym na kilkaset dukatów. Wahano się z popisem tego klejnotu, przemogła chęć pokazania, że milionom Czermińskiego odpowiadał dostatek narzeczonej Leosia...
Gdy umówiona nadeszła godzina, Leoś, który tu już był od rana, wysunął się za park naprzeciw matki, aby jej wejście ułatwić. Zobaczywszy go z dala, zarumieniła się Czermińska, odetchnęła lżej. Leoś tego dnia z radości, ze wzruszenia był piękniejszym niż kiedy, może na mężczyznę nadto wypięknionym... Antinousem, w którym wdzięk zacierał męzką energię i siłę.
Damianna nie mogła się wstrzymać od wykrzyku.
— Patrzże droga moja, jaki on śliczny! jaki cudnie piękny!...
— Anioł mój, odpowiedziała matka, wyciągając ręce....
Leoś pobiegł wesoły dziękować...
— Moje panie czekają! — zawołał — niedaleko... trzy kroki za fórtką, tuż w chatce...
Pani Falimirska wahała się, czy miała wyjść naprzeciw, czy pozostać w chatce... i w końcu została w niej. Felicya ciekawie wyglądała oknem... serce jej biło, rumieniec śliczną twarz oblewał. Dotąd matkę tę przyszłą widywała tylko z daleka, miała ją poznać raz pierwszy, chciała się jej podobać... nie wątpiła, że tego dokaże. W życiu jej nie trafił się nikt, kogoby nie oczarowała...
— Mamo... idą! — zawołała cofając się od okna i uciekając w głąb chatki... Pani Falimirska wstała z powagą niezmierną, którą doskonale przybierać
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/68
Ta strona została skorygowana.