Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

Wszystko widać było naprzód ułożone. Leoś wstał i pannie Damiannie zaproponował, razem z Felicyą, małą około chatki przechadzkę.
Dwie matki same zostały...
Gra była nierówna. Jedna z nich była doskonałą na scenie życia artystką, druga niemal męczennicą; w jednej królował rozum i przebiegłość, w drugiej wybuchało uczucie; z oczu jednej jeszcze strzelała zalotność, u tamtej płynęły łzy i płomienił się gniew; jedna była istotą zstuczną, druga znękaną i podrażnioną.
Falimirska mierzyła wzrokiem Czermińską, i z góry obrachowywała, jak ma podziałać na nią. Instynkt ją na drogę uczucia skierował...
Westchnęła...
— Nie uwierzysz, droga pani — jak jestem wzruszona... Jedynego, najdroższego mego dziecięcia los przyszły... własne życie... a! pani! w ręce wasze składam... Wszystko co mam! Pojmujesz...
Przypadek, los, przeznaczenie zrządziło — mówiła dalej — że się te dzieci pokochały... Ślepa, dojrzałam za późno... Przewidując przeszkody, chciałam rozerwać wszelkie stosunki. Lecz... jak zakrwawić serce dziecięcia!... Zabrakło mi siły...
— A, pani droga! — podchwyciła Czermińska gorąco — chciej mi wierzyć, zaprzysięgam to, że dla szczęścia ich poświęcę wszystko... Bądź spokojna.
Obejrzała się do koła oczyma niespokojnemi, i pochyliła ku marszałkowej.
— Pani znasz z odgłosu... mojego męża... surowość jego, dziwny charakter i upór... skąpstwo... Nie potrzebuję tego taić ani osłaniać. Słyszałaś pani o mojem życiu nieszczęśliwem. Mogło ją to strwożyć. Wszystko to prawda... lecz, przed nią jedną, dla uspokojenia jej wyznać to mogę, ja mam i siłę i