Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/73

Ta strona została skorygowana.

do ostateczności. Dla czego wolała cierpieć, poddawać się, znosić niemal ubóztwo, zamiast wyłamać się z tej niewoli?
Marszałkowa miała zamiar posunąć dalej badanie, i byłaby to uczyniła, gdyby głosy i szelest u drzwi nie oznajmił przyśpieszonego powrotu Leosia z Felicyą i panną Damianną. Spojrzała zmarszczona ku drzwiom, prawie gniewna, ale wracających nazad odprawić ani wypadało, ani było sposobu... Leoś w najświetniejszym humorze, Felicya już zupełnie panią siebie, panna Damianna szczęśliwa, ukazali się we drzwiach, a Czermińska powstrzymać się nie mogąc, wstała jeszcze z bliska wielbić i zachwycać się przyszłą synową...
Z nią razem poszły ku oknu chatki... matka osypując ją czułościami, dziewczę uszczęśliwione i wesołe...
Marszałkowej pozostawała panna Damianna i rozmowa o zachwycającym ogrodzie, którą ona rozpoczęła z ową prozopopeją i wyszukanemi wyrazy, które są upodobane starym pannom, ilekroć chcą się popisać ze swem wykształceniem i smakiem.
Panna Damianna na wielkie takie wypadki miała zapas i dobór obfity wyrażeń, które się jej wydawały perłami... Haftowała niemi rozmowę, pewna, iż da jak największe wyobrażenie o sobie...
— Cóż to za zachwycająca, romantyczna pozycya!... raj istny, stworzony przez bóztwo, które jest jego ozdobą — mówiła do marszałkowej... Tu się traci zmysły z admiracyi... Te wzniosłe, majestatyczne drzew odwiecznych konary... te urocze głębiny zieleni... te srebrne wód zwierciadła, oprawne w łąk, smaragdowe! A kwiaty... godne ślicznych rąk, z pod których wytrysnęły!
Marszałkowa słuchała z uśmieszkiem osobliwym. Kadzidło było nie wykwintne, ale pochlebiało... Gdyby