stawiał ofiary, niby jej nie wymagając, a umiejąc ją wywołać...
Ten egoizm instynktowy, zmuszał go ubezpieczać się ze stron wszystkich. Niepokoił się ojcem, lecz tego brała matka na swój dział do walki — i z nim on ani mógł pomyśleć stanąć ani do boju, ani do przejednania. W przymierzu z ojcem stał Moryś — Leosiowi się zdało, że przeciągnięcie go na swą stronę nie było niepodobieństwem... a narzucało się jako konieczność. Bracia od dziecięctwa różnili się wielce charakterami, nie godzili się już grając w piłkę i ciuciu-babkę, kłócili na ławie szkolnej, rozeszli potem zupełnie i przybrali prawie nieprzyjacielskie postawy, Moryś u ojca psuł Leosiowi, donosił na niego, wyśmiewał się z jego lekkomyślności; — miał żal do niego za niechęć, jaką mu okazała matka, a być też może, i piękność, elegancya, wyższe wykształcenie brata, budziło w nim zazdrość. Moryś przy starszym wydawał się innego świata dziecięciem, ani twarzą, ani rysami, ani postawą, ani mową i obyczajami nie byli do siebie podobni.
Leon stroił się wedle ostatniej mody i przywiązywał do tego wagę wielką; w salonie miał powierzchowność panicza wielkiego rodu... Moryś chodził ubrany jak pisarz prowentowy, najczęściej w długich, grubych butach kozłowych i szarej taratatce jak ojciec... z parobkami rad przestawał, a jego pierwsza miłość nie wyszła po za szranki garderoby maminej.
Choć mu z tem wszystkiem musiało zapewne być dobrze, jednak z pewną zazdrością spoglądał na brata, który porobił znajomości lepsze, i obracał się w kołach, do których Moryś przystępu nie miał. Szydząc z Leosia, młodszy czuł się nieco upokorzonym. Porzuciwszy szkoły, zamknięty na wsi, zdziczawszy przy drobnostkowem gospodarstwie, Moryś
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/75
Ta strona została skorygowana.