czuł jednak, że sprytem i zdolnościami dorównałby starszemu, a może go prześcignął. Gniewało go to, iż musiał pozostać w cieniu — ale mu szło o utrzymanie się w łaskach ojca.
Leoś nie obrachowywał się bardzo z uczuciami brata; instynktem raczej niż przebiegłością zimną doszedłszy do tego, że należało go sobie pozyskać... postanowił pracować nad tem i próbować.
Matce nic o tem nie mówiąc, gdyż wiedział, że byłaby się sprzeciwiała temu, Leoś nazajutrz pokryjomu wybrał się do Racic, folwarczku przyległego Rakowcom, w których Moryś mieszkał i gospodarzył... Od czasu jak ojciec tę wypuścił dzierżawę młodszemu, starszego pominąwszy i nie dając mu żadnego zajęcia — Leoś nie był ani razu u brata.
Stosunki ich od dawna dziwnie były chłodne, spotykali się jak obcy, najczęściej Moryś prześmiewał się z eleganta, a Leoś w końcu zagniewany odchodził. Gdy obaj przy ojcu byli w domu, rzadko mówili do siebie. Wstawszy od stołu, Leoś szedł za matką. Czermiński wołał do siebie młodszego. Na drodze mijając się, ledwie dla przyzwoitości głowami sobie kiwnęli.
Gdy Moryś był zmuszony w Rakowcach zajść czasem do mieszkania Leona, pełnego toaletowych przyborów, cacek, fraszek, przypatrywał się im, pytając o ich przeznaczenie, i drwił z tych babskich przyborów nielitościwie. Cygara Leosiowe palił, dodając za każdym razem:
— Pańskie to są rzeczy... my chudopachołki takich palić nie możemy — ale z łaski jego... dobrze choć zakosztować!!
W tym tonie wiodła się zwykle rozmowa...
Leoś gdy raz co postanowił, a powiedział sobie, iż mu posłużyć może, umiał być upartym.
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/76
Ta strona została skorygowana.