Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

— To mnie jedynie pociesza! — odparł szydersko Moryś — a zatem, siadajmy. Słowo się rzekło, kielich nalany wypić potrzeba, przyznam ci się, że radbym się tego zbyć jak najprędzej... i że wróciwszy odetchnę, jakby mi pięcio-pudowy wór pszenicy z ramion spadł...
— No jedźmy!
Od wczorajszego dnia w Holmanowie już wiedziano o tych odwiedzinach... Marszałkowa rozumem i trafnością postępowania Leosia nie mogła się nacieszyć. W pierwszej chwili uniesienia przyszłego zięcia pocałowała w głowę. Zdało się jej to dowodem takiego taktu, takiej wyższości, iż się wychwalić dość nie mogła...
Felicya trochę niespokojna była, jak się ma przedstawić temu na pół dzikiemu bratu... Malborzyński chętnieby był się wkręcił dnia tego do salonu, aby odwiedzin być świadkiem, lecz zaklął go Leon, by nie przychodził, bratu przyrzekłszy tajemnicę...
Nadzwyczaj skromnie, jak zawsze, ale ze staraniem największem ubrały się panie, marszałkowa nie chciała występować, aby nie okazać, że była uprzedzoną, jednakże śniadanie, usługa, przybranie salonu kunsztownie były obmyślane, aby na człowieku nowym, nieoswojonym z obyczajami większego świata, uczynić wielkie wrażenie...
Ceremoniał i etykieta na dworze pani marszałkowej zawsze się pilnie zachowywały, niekiedy wszakże kamerdyner otrzymywał z rana przestrogę i skinienie, aby dnia tego nic uchybionem nie było...
Naówczas podwajano starań... troskliwość się wzmagała, i dom (pałac raczej, bo go inaczej nie nazywano) w świetniejszej jeszcze występował postaci. Tego dnia pani Falimirska szepnęła staremu kamer-