Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/93

Ta strona została skorygowana.

nazajutrz należy do zwykłego życia i zatrudnień powrócić.
Jakoż wstał nazajutrz o zwyczajnej godzinie, pojechał w pole, zmusił się do dawnego trybu i obyczaju — i... skwaszony powrócił do domu. Czegoś mu do życia brakło. Tęsknił prawie do Leosia, ażeby mógł z nim choć mówić o Holmanowie i pani marszałkowej. Uśmiech jej teraz go tak prześladował, jak wczoraj język Chińczyka.
Leoś powróciwszy do Rakowiec, trochę późno, znalazł matkę z panną Damianną w salonie. Wieczorami, gdy nie było Czermińskiego, zasiadały tam zwykle... Czekano na niego wiedząc, że w Holmanowie być musi. Gdy wszedł, matka, która czytała z jego twarzy jak z książki, spostrzegła, że coś nadzwyczaj szczęśliwego przynosił z sobą w duszy... Lecz że kochankom przed ślubem jeden listek uszczknięty z bukietu starczy szęsto na takie nadzwyczajne uszczęśliwienie, nawet się nie spytała... co go tak rozpromieniało?
Leon zbierał się długo na wyjawienie czynu, do którego największą przywiązywał wagę.
— Wie mamcia gdzie ja byłem? zapytał.
— Tego się łatwo domyślić, bo powracasz jeszcze cały przejęty wonią Holmanowa — odpowiedziała matka... Oczy ci się szczęściem śmieją.
— Spodziewać się! odparł Leoś — i gdy się mama dowie, czem ja się cieszę, pewnie radość moją podzieli...
— Dzielże się nią ze mną... zawołała matka, ściskając go — co tam tak osobliwego przynosisz?
— Osobliwego... tak, istotnie, że osobliwego, począł Leoś. Mama się ani spodziewa, ani domyśla, jaki wielki polityk ze mnie i czego ja dziś dokazałem!...