pchnięciem w głąb pokoju rzucił kniaź i drzwi na klucz zamknął...
Oniemiały ze strachu Arsen szukał pod ręką dzwonka, gdy zobaczył wymierzony ku sobie rewolwer i usłyszał po rusku wymienione wyrazy.
— Proszę być spokojnym i hałasu nie czynić... my z sobą mamy do mówienia...
— Ja was nie znam!
— Ale ja was znam, Arsenie Prokopowiczu — spokojnie odparł książę — siadajcie... nie krzyczcie, bo to nie pomoże... Nie przyjdzie nikt a mam się rozmówić potrzeba...
Blady, drzący, przerażony Arsen, zasunąwszy się za stół, czekał, nie wiedząc już, co począć.
Kniaź pistolet zniżywszy, postąpił parę kroków.
— Siadajcie — rzekł — siadajcie...
— Ale cóż to jest? co to jest? napaść! zemsta!! ja was nie znam! — bełkotał napadnięty... — Wy kto jesteście?
— Jestem jak wy Rosyanin — rzekł kniaź — jestem przyjacielem Stanisława Karłowicza, którego prześladujesz, któremu zabiłeś żonę, którego chcecie obedrzeć z majątku... Teraz, spodziewam się, rozumiecie, po co i dla czego przyszedłem rozmówić się z wami.
Arsen zmilczał, powiódł oczyma wilczemi po pokoju. Widocznie szukał sposobu wyjścia z tego niebezpiecznego położenia. Dzwonki były pozawięzywane
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1000
Ta strona została skorygowana.