— Ja ci daję piętnaście, trutniu — zawołał książę — i ostatnie słowo moje książęce... że cały ztąd nie wyjdziesz... jeśli mi się będziesz spierał... a zmiotę cię jako szalonego psa, jeśli nie dotrzymasz słowa.
W tych wyrazach tylko słowo książęce uderzyło Arsena mocno.
— Słowo książęce? — zapytał — jakie książęce?
Arusbek wyjął kartę wizytową i rzucił ją na stół, oczy ciekawe wlepił w nią Moskal i po chwili podniósł na niego... pomilczał jakiś czas...
— Wy? kniaź Andrzéj!... wy! moglibyście, jeśli nim jesteście, dać i trzydzieści tysięcy rubli, w waszéj kieszeniby tego znać nie było a ja biedny człowiek.
Kniaź z pogardą odrzekł — Ani grosza ci nie dam więcéj.
— No, cóż robić skrzywdzonemu, nieszczęśliwemu — począł Arsen — co robić! Czyja siła... tego prawda! Ja z wami ani na dłonie ani na wpływy i znaczenie walczyć nie mogę... muszę zrobić, co zechcecie...
Kniaź dobył jeszcze wiązkę asygnat i, nie mówiąc słowa, rzucił je na stół. Na biurku obok był papier, kałamarz i pióra.
— Weź i pisz pod dyktowaniem — rzekł Arusbek rozkazująco.
Arsen był posłuszny.
— Ja Arsen Prokopowicz... (pisz nazwisko i czyn i wszystko) dyktował powoli kniaź — zeznaję tém pi-
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1006
Ta strona została skorygowana.