smem mojém, żem wziął od kniazia Arusbeka piętnaście tysięcy rubli srebrem za to, bym przestał prześladować Stanisława Karłowicza Zbyskiego, któremum żonę zabił...
— Ale ja jéj nie zabiłem — rzekł Arsen.
— Pisz, vo ci dyktuję...
i jeżeli słowa mojego nie dotrzymam a Zamaryna nie odciągnę i nie wyrzeknę się wszelkich intryg przeciwko niemu... wolno mnie kniaziowi Arusbekowi jak psa zabić.
— Jak psa? pozwól książę — jak psa? Na cóż tu psa mięszać? — uczynił uwagę Arsen.
— Pies więcéj wart od ciebie — odparł kniaź — ale pisz psa... nie jesteś przez to skrzywdzonym... Pisz wyraźnie psa... ja tak chcę... Przecież za to płacę...
Arsen napisał, podpisał, zasypał piaskiem i podsunął papier księciu, gdyż w téj chwili, uszedłszy nietylko niebezpieczeństwa ale jeszcze obłowiwszy się tak niespodzianie, był prawie szczęśliwy. Obelgi go wcale nie bolały... nie było ich wyżéj jak za tysiąc rubli wedle jego ceny, czternaście czystego zysku. Zamaryn go téż wcale nie obchodził. Zaczął powoli zgarniać tysiącorublowe paczki i od niechcenie je liczyć. Wróciła mu krew zimna.
Arusbek schował pismo do kieszeni.
— Jutro wyjedziesz z Zamarynem razem z Berlina i zapomnisz, że jest Stanisław Karłowicz na świe-
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1007
Ta strona została skorygowana.