— Szczęście pani, żem ja w téj chwili przelękły — odezwał się kniaź... nie śmiem...
Popatrzał na nią i westchnął — Michalina zarumieniła się mocno, rzuciła książkę, wstała z krzesła i zawołała głośno.
— Mamo, książę przyszedł...
— A! gdzieżeś to książę bywał? odezwała się z drugiego pokoju pułkownikowa — witamy! czy już interesa skończone?
— Zupełnie — odpowiedział kniaź — moje, cudze, wszystkie, teraz znowu wolny i swobodny i szczęśliwy z méj swobody składam ją u nóg pań moich...
— My jéj wam nie odbierzemy! zaśmiała się pułkownikowa.
Arusbek szepnął Michalinie —
— Pani także?
Ruszyła ramionami.
— Co tam państwo szepczecie! dokończyła wchodząc staruszka, książę mi bałamucisz pannę Michalinę.
— Nie — pani, cale przeciwnie — ja niestety! jestem zbałamucony...
W takiéj rozmowie, dziwnie często dwuznacznéj z dobrą wolą i mimo woli, spłynęła godzina... Spodziewano się z powrotem jenerała, siedziano więc dłużéj niż zwykle; pułkownikowa wchodziła i wychodziła z pokoju, w którym kniaź dworował przy Michalinie, a dziś i śmielszy i lepiéj usposobiony do rozmowy niż od da-
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1014
Ta strona została skorygowana.