jestem... i byłabym waszą... o! z duszy... ale dzieli nas... dzielą nas — (jąkała się biedna) światy, przepaście... stósunki... prawa! wszystko...
Odetchnęła, kładnąc rękę na czole, i zwolna mówiła daléj.
— Nigdy się nie powstydzę mojego uczucia, szacuję cię — kocham... (Spuściła oczy i rumieniec twarz jéj okrył) ale... ale — twoją być nie mogę!
Arusbek zerwał się z siedzenia, dała mu znak, aby usiadł.
— Posłuchaj mnie, rzekła — bądź cierpliwym, wierzę w twoję miłość, czuję, że moja wypełni te próżnie, które koło nas położenie nasze stworzy... lecz — książę! jam Polka — ja nigdy dla samolubnéj miłości nie wyrzeknę się spadkowych wspomnień narodu, wiary méj, języka, narodowości. — Jakież będzie życie nasze... jakieby było, powiedzieć chciałam?...
Arusbek miał się odezwać, Michalina dała mu znak, ażeby słuchał.
— Nie mów mi książę, iż się wyrzeczesz dla mnie swoich i tego, co cię wykołysało — nie! jabym nie przyjęła ofiary świętokradzkiéj a ty nie powinieneś jéj czynić. Upadłbyś w moich oczach... dla chwilowego szału składając w ofierze, czém żaden człowiek frymarczyć nie powinien, nie może... Co za życie! a! nie! nie! podajmy sobie dłonie i powiedzmy sobie, do zobaczenia
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1017
Ta strona została skorygowana.