agonia i ostatecznie niedokładne zabicie się, które jest stokroć jeszcze gorsze od życia zwyczajnego w najgorszych warunkach.
Oczy ocalonego młodego człowieka zwróciły się na twarz mówiącego, dźwięk jego mowy z akcentem jakimś obcym uderzył go i odwrócił jego uwagę od samego wypadku.. mimowolnie zawołał, słuchając.
— Ah! Moskal!
— Tak jest, rzekł uśmiechając się nieznajomy, waćpan, jak widzę z tego, musisz być Polakiem, jeźli mnie zowiesz Moskalem. Wiadomo powszechnie, iż różnie nas determinują. My się mamy za Rosyan, nas mają za Tatarów, Mongołów, Finów i Moskali..
Jakby nierozumiał lekkomyślnego szczebiotania, Polak patrzał ciągle osłupiałemi oczyma na swojego wybawcę.
— O ironio losu! zawołał...
— Za pozwoleniem, o tém wszystkiém możemy swobodnie pomówić późniéj, odparł Moskal — słyszę klaskanie z bicza, dyliżans nadchodzi... mam na parę godzin przynajmniéj prawo rozporządzania panem, jako moją nabytą legalnie u śmierci własnością... Ubieraj się pan, złóż pularesik z notatką niepotrzebną na dziś, siadamy razem — ja płacę na ten raz — jedziemy do stolicy Kalwina...
Wybawiony nie zdawał się słyszeć, zbawca podniósł go i rzekł poważniéj nieco.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/102
Ta strona została skorygowana.