gdy dłonie przyjaźń złączyła, fatalizm, który każe nam nieść niepokój z sobą i zdradę, gdybyśmy chcieli miłość im dać i serce!! Fatalizm... Co on pomyśli o mnie! Co ludzie i świat powiedzą!
Rozśmiał się, zgrzytając zębami.
— No — ale nie o mnie idzie jednego — dodał — a jeśli ona mnie kocha! Wszak wczora podała mi rękę i powiedziała to czarowne słowo... Mamże ja prawo ją poświęcić dla jakiéjś fałszywéj delikatności? byłżeby on z nią, ona z nim szczęśliwą, gdy miłość ich nie łączy?... Godziwąż będzie z méj strony ofiara z dumy pochodząca, nie siebie samego, ale jéj! jéj!
A! oszaleć potrzeba! zawołał, łamiąc ręce — oszaleć! I przyszedł mi to wyznać z naiwnością dziecięcia, właśnie w téj chwili!
Przekleństwo jakieś! Czemuż nie powiedział mi o tém wprzódy, nie śmiałbym był jéj mówić nic. — Tak! on sam nie wiedział o tém, że kocha! Miłość objawiła ma się dopiero wówczas, gdy przeznaczenie chciało, by mi żelazną zaporę położyła na drodze...
Chodził tak długo, wreszcie zmiarkował, że dziwnieby się jenerałowi wydawać mógł, gdyby tak sam pozostał. Napił się wody, ułożył twarz spokojną i poszedł.
Zastał matkę i Michalinę otaczające Stanisława, który im coś ze swéj podróży opowiadał... wsunął się
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1026
Ta strona została skorygowana.