wszakże, iż pani delikatném uczuciem kobiety zrozumiećbyś go powinna...
Marya Pawłowna, zmarła żona jenerała Zbyskiego, była moją rodzoną ciotką. Majątek po niéj mnie się należy. Dosyć dużo przeżyła i straciła z rodowego majątku dla syna pani, trzebaż, żebyśmy i resztę tracili? żeby nam wszystko zagrabił?
To nie może być! toby było nieuczciwie... podle... nikczemnie...
Przestał mówić, jakby czekał na wrażenie umyślnie pono obrachowanych wyrazów.
Pułkownikowa zaczęła się trząść, sama nie wiedząc, co ma na to odpowiedzieć; przyszło jéj w téj chwili na myśl, iż zdradziłaby syna, który był miany za umarłego, gdyby cośkolwiek odpowiedziała... Milczała więc długo a przybyły patrzał i nasycał się zakłopotaniem, którego był przyczyną. Trzeba było obrachować każdy wyraz.
Przemagając się, ażeby udać spokojną, słabym głosem staruszka odpowiedziała wreszcie.
— Nie rozumiem, o czém pan mówi, a w każdym razie... to do mnie nie należy...
— Ale ja rozumiem, jak państwo sławnie szachrujecie, przerwał młody człowiek — o! ja rozumiem! On teraz nie jenerał Stanisław Karłowicz Zbyski, ale Melchior Szarliński. Poszły końce w wodę! No tak! ja
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1042
Ta strona została skorygowana.