o pracę i zajęcie wcale nie tak było łatwém, jak się zrazu zdawało. Na każde z tych miejsc, które kawałeczek chleba dać mogły, było kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu współzawodników, dobijać się, odpychając drugich, cisnąć przed innemi wstęrtliwém było dla człowieka, który jeszcze żyć miał z czego. Od dnia więc do dnia nadzieje odsyłano. Po co się zresztą tak bardzo starać było? dla kogo?
Niejaką rozrywką stał się ten ubogi dworek, opuszczony, zrujnowany, który trzeba było nie mogąc postawić nowego, odświeżyć, oczyścić, przerobić. Ogródek téż wymagał starania. Niezmiernie było trudno i o rzemieślników i o lepszy materyał, bo tu od wieków do jakiegoś dodniowego bytu przywykli wszyscy i lepi się każda chata tak tylko aby na życie tego, co ją podparł, starczyła.
Zbyski sam z rzemieślnikami pracował, to go przynajmniéj rozrywało, bo na wszystkie życia bóle jedno doświadczone lekarstwo — praca. Bóg ją dał człowiekowi, przywięzując do niéj znamię kary a chowając w niéj błogosławieństwo — po ojcowsku!...
Od wyjazdu z Berlina i zniknięcia Arusbeka wiadomości od niego i Michaliny nie było żadnéj, starano się jak najmniéj mówić o nich, jak najusilniéj zapomnieć. Jenerał nigdy nie wymówił ani imienia przyjaciela ani Michaliny. Tu dopiero nadszedł pierwszy list datowany z Nizzy — adresowany był do jenerała przez
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1050
Ta strona została skorygowana.