Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

Dyliżans wysadził oto podróżnych pod wielkim, wspaniałym Hôtel des Bergues. Z pewnościąby tam odartego o kija Polaka nie przyjęto, gdyż hôtel jest bardzo przyzwoity i wszystkie w nim stawać zwykły znakomitości a wystrzega się włóczęgów i ludzi podejrzanych — o ubóstwo; ale Moskal był znajomy odźwiernemu... zaprowadzono go na drugie piętro... Wprawdzie służba widząc, że prowadzi z sobą nader nieprzyzwoicie odartego włóczęgę, niezmiernie była zgorszoną, ale Moskal kazał dać drugi pokój obok siebie i niezważając na noc, zadysponował herbatę, przekąskę, parę butelek szampana, pasztet zimny... Jakkolwiek pora była spóźniona, okoliczności dziwne — ci, co handlują strawą i dachem, nigdy klientom dobrym nic do odmówienia nie mają. Zaprzątnięto się około nasycenia zgłodniałych.
P. Albin padł, wszedłszy do pokoju, na aksamitem wybitą kanapkę tak bez ceremonii jak wprzódy na trawę, i milczący, wryty pozostał w miejscu. Moskal mógł się teraz swemu — ułaskawionemu — przypatrzeć.
Wyglądał straszno... żółty był, blady, oczy miał wpadłe, twarz wyschłą, usta białe, pierś wklęsłą, ręce, które rzucił na kolana, zdawały się kośćmi tylko powleczonemi skórą. Obudziłby był litość w najzatwardzialszym egoiście; tak wyrazisto na nim malowała się jakaś straszliwa przeszłość, która młodość zgnębiła i życie w gorączkowym wysiłku pożarła. A twarz to jednak