Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1062

Ta strona została skorygowana.

dywał godzinami przy gruzach starego amfiteatru w Tina de la Fada, tułał się po grotach Falikońskich, a szczególniéj upodobał San Bartolomeo, klasztór ów kapucyński, Val Oscuro i skały otaczające przesmyk, w którym teraz żywéj duszy się nie spotykało.
Upodobanie to w samotności może było hygieną duszy, którą w świecie gwarliwym raziło i raniło wszystko... Powracał z długich swych wycieczek ku obiadowéj godzinie i rzucał się chciwie na dzienniki, które czytał namiętnie... Kniaź próbował go wciągnąć w rozprawy o polityce... ale Stanisław rzadko dał się ująć i powiedział co myśli.
Myśl jego jakoś dziecinnie zdawała się bawić wypadkami — nie przywiązując do nich zbytniéj wagi, nie usiłując głębiéj w nich czytać. Rzadko nawet dłuższą a żywszą można z nim było zawiązać rozmowę... i to tylko gdy z Andrzejem byli sami. Przy Michalinie był milczący, potakujący jakiś, przybity... bez woli i bez myśli. Ona patrzała nań prawie ze strachem. W pierwszych chwilach ten stan zdawał się jéj przechodnim, myślała, że zwolna ustąpi innemu usposobieniu, tymczasem Zbyski w nim skamieniał. Andrzéj téż niepokoił się tém, ale środka wynaleźć nie mógł.
Nadszedł czerwiec i pobyt w Nizzy stał się prawie niemożliwy, skwar był strasznym... ale w téjże chwili pogłoski wojenne... przygotowania do wojny coraz widoczniejsze zaciemniły horyzont polityczny i podróż ku