bujna wegetacya, okrycie zewsząd wysokiemi skałami, nie dopuszczającemi promieni słonecznych tylko przez godzin parę kątek ten czyniły znośnym. Andrzéj i Michalina znajdowali, że im wszędzie było dobrze i wygodnie, a choć domek wieśniaczy szczupły był i bardzo skromny, bawili się nim... okolicą i przechadzkami dzikiemi. Dwa razy na dzień chłopak z Nizzy przynosił im pocztę obfitą, bo znając upodobanie Stanisława w dziennikach, Andrzéj zapisywał ich jak najwięcéj. Jenerał pochłaniał te stósy papieru, porównywał je z sobą... zżymał czasem ramionami a potém szedł drapać się na skały i błądzić po wąwozach z których pęki roślin i kwiatów przynosił...
Rzadko bardzo Andrzéj ma towarzyszył choć w części przechadzki, próbując wciągnąć w rozmowę...
Jednego rana wyszli tak razem... Stanisław posępniejszy był niż kiedykolwiek, z głową spuszczoną stąpał jakby bezmyślnie...
— Cóż ty sądzisz? jak się to wszystko skończy? — zapytał Andrzéj.
— Przypominasz ty sobie list Pliniusza młodszego, opisujący ów wybuch straszliwy Wezuwiusza, który pogrzebał Pompeję; tę chwilę, gdy stary stryj jego uchodzi z domu przyjaciela, kamienie rozpalone lecą im na głowy, popiół zasypuje wszystko, morze się cofa od brzegu, ziemia kołysze pod nogami, domy zsuwają się z gór... ciemność od nocy ciemniejsza ich otacza. Któż
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1064
Ta strona została skorygowana.