tylko przez łzy świat takim się widzi, jakim on jest w istocie... Nie chcesz, nie mó my o tém...
Wyszli byli tak ku połowie Val Oscuro, cisza panowała do koła... Stanisław się odwrócił do towarzysza, położył mu ręce na ramionach i uściskał... pocałował w twarz... Zdawało się Andrzejowi, że uczuł łzy jego.
— Wróć ty do domu — rzekł — tobie ta przechadzka po górach i wertepach nie służy... ja się włóczyć lubię, ty wiesz... Wrócę... późniéj... ale nie czekajcie na mnie... ja się spóźnić mogę...
Pocałował go raz jeszcze i jakby uciekał, prędkim krokiem puścił się w jeden z bocznych załomów między skały. Andrzéj postał, popatrzał i z wolna do domu zawrócił, sądząc, że samotność i cisza najlepiéj rozkołysaną duszę uspokoją.
Zaczynało zmierzchać i we dworku nakrywano do stołu a Andrzéj napróżno wyglądał, stojąc przed nim na tarasie powrotu Stanisława... Przyszło mu teraz dopiero na myśl, iż rozstając się, prosił, aby nań nie czekano, że się opóźnić może.
Dla czegoż tego dnia miał właśnie spóźnić się, gdy wprzód nigdy mu się to nie trafiało? Było to nowe dziwactwo jakieś i cięższy smutek, do którego przezwyciężenia więcéj potrzebował czasu...
Na ganek wyszła Michalina.
— Nie wrócił jeszcze?
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1069
Ta strona została skorygowana.