od znajomych... Jak gdzieindziéj wszyscy obywatele są równi w obliczu prawa, tak tu w obliczu zbytku; ubogim być i przyznawać się do tego, wstyd najbiedniejszemu. Lepiéj jest kraść skarb i oszukiwać klientów niż okazać się ubogim... złodziejstwo będące w obyczaju narodowym przebacza się, nędza, która śmierdzi cnotą jest politycznie nawet podejrzaną.
Każdy ubogi wydaje się niebezpiecznym — każdy zepsuty pożądanym, bo się posługuje wygodnie, gdy cnota twarda zawadza, przekorzy zię i zawstydza. Nic téż tu nad cnotę rzadszego i czegoby się mocniéj obawiano.
Skwar letni był okrutny... bo w tych klimatach skrajnych zarówno mróz jak upały dochodzą do miary niezwyczajnéj. Noc już się była rozpoczęła mrokiem, ale jeszcze trwała krótko. Tego dnia wyjątkowo niebo było pogodne, — gorąco nie do zniesienia. Wieczór nadchodzący jeszcze był nie zmniejszył spieki. Na wspaniałym dworcu kolei żelaznéj oczekiwano pociągu z Warszawy. Kilka osób przybyłych z miasta spodziewając się znać krewnych, znajomych, przyjaciół, przechadzało się zaglądając w dal, rychłoli pociąg, którego wyglądali, nadejdzie.
Jak zawsze stał i mały oddział żołnierzy, który także na wagony więźniów oczekiwał; — towar w Moskwie najpospolitszy, bez którego się, zwłaszcza warszawskie cugi nigdy nie obchodzą. Telegrafem dano
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/12
Ta strona została skorygowana.