— O! zaśmiała się kobieta.
Rozmowa byłaby może tak przeciągnęła się mimowoli jenerała, gdyby w téj chwili Marya Pawłowna nie rzuciła się przestraszona z balkonu, posłuchawszy chwilę i nie pobiegła szukać gospodarza, z widoczną trwogą, nie zrozumiałą dla pozostałego na balkonie mężczyzny...
Na dole słychać było rozmowę...
— Il Signor Generale? — Excellenza i jakiś głos obcy, łamana włoszczyzna, zdawały się oznajmywać gościa. Właśnie te pytania, które Marya Pawłowna posłyszała pierwsza, przeraziły ją i pognały do przedpokoju dla przestrzeżenia, aby nikogo nie przyjmowano. Ale już było za późno... Właśnie gdy wchodziła na próg, na drugim ukazała się wyświeżona, uśmiechnięta, nienawistna twarz Arsena Prokopowicza.
Jenerałowa cofnęła się, nie mogąc ukryć nieukontentowania i przestrachu... Przybyły śmiał się jak student, który dobrego figla wypłatał. Postąpił ku niéj, z przesadzoną grzecznością ją witając.
— A! Maryo Pawłowno! rzekł rękę kładąc na serce — od dobrych przyjaciół nigdzie się ukryć nie można. Nie prawdaż? Już czyście mi radzi czy nie pozwólcie, bym was tu powitał... Wiedziałem dobrze iż mnie przyjmiecie jak najnieznośniejszego z natrętów — ale.... —
— Dajcież pokój ironii — przerwała jenerałowa... znaleźliście nas, ścigali, macie przyjemność narzucenia
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/138
Ta strona została skorygowana.