— Nie miejcie mi państwo za złe, że im miłą przerwałem samotność, mówił zwolna, cofając się ku drzwiom. Przecież czasem i we dwojga nudzić się można a rozrywka nie zawadzi... Przyznaję się, że długo wprzódy, nim się ośmieliłem tu wnijść, patrzyłem, jakeście państwo siedzieli naprzeciw siebie milczący. Byłbym przysiągł, że się wyczerpało przedmiotów do rozmowy i że będę pożądanym gościem...
Marya Pawłowna, postanowiwszy sobie nie przeciągać rozmowy, odprowadzała go wzrokiem pogardliwym. Jenerał bawił się dewizką od zegarka.
— Ja jutro wracam do kraju — rzekł uparty gość w progu — może mi dacie polecenia jakie? Dość mam już tych podróży... Dobranoc...
Wysunął się tak, nie otrzymawszy odpowiedzi, wkrótce potém słychać było zamykające się drzwi. — Marya Pawłowna padła na krzesło, zakrywając twarz ręką.
— Tak nikczemnéj istoty nie tylko w życiu nie spotkałam, rzekła cicho, alem nie marzyła, żeby istnieć mogła!!
Stanisławie — dodała — po téj rozmowie czuję, że dłużéj za granicą w takiéj chwili pozostać nie podobna! On wraca! on pospieszy szkodzić tobie, a dziś, gdy mnie tam nie ma, gdy samo imię polskie budzi podejrzenia... któż wie, co zrobić może. — Chcesz? jedziemy!
Oczy jenerała zaświeciły, pochwycił ją za rękę.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/146
Ta strona została skorygowana.