się Władysław — był choć Bartosz Głowacki, a w roku 1831...
— Dosyć już tych rozpraw doprawdy, przerwała wstając panna. Władzio... inaczéj widzi, papa inaczéj, stryj inaczéj.
— A wy? spytał brygadyer.
— My! rozśmiała się panienka... to do nas nie należy.
— Tak! tak! powinnoby to do was nie należeć, powinnybyście szarpie dłubać i modlić się, zawołał stary — ale wy z nimi razem spiskujecie, a wasze oczy niebezpieczni rewolucyoniści! Jeżeli się głupstwo jakie zrobi... wy przynajmniéj tyle będziecie winne, co oni...
— Tatku najukochańszy, najdroższy, my nie mięszamy się do niczego... ale...
— Tak! tak... ale jesteście wszędzie! ot nalewałabyś herbatę. Pani pułkownikowa... czeka.
— Ale mój brygadyerze — ocknęła się pułkownikowa... ja o herbacie nie myślę.
Panna Michalina pobiegła do samowaru spiesznie, po drodze pocałowała ojca w rękę, szepnęła coś panu Władysławowi... i znowu posępne w salonie zapanowało milczenie.
Brygadyer westchnął głęboko i zbliżył się de pułkownikowéj.
— Moja Mościa Dobrodziejko... rzekł spokojniéj, człowiek do pewnego czasuby żyć tylko powinien... gdy
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/154
Ta strona została skorygowana.