Pułkownikowa zerwała się, potrącając filiżankę, odsuwając krzesło.
— A! nielitościwy! niegodziwy! i nie mi nie mówisz — czy to się godzi. Ty wiesz jak ja go kocham. Chyba co złego cię doszło.
— Owszém, owszém, dziwnie jakoś uśmiechając się rzekł żywo Władysław, mogę pani pułkownikowéj zaręczyć, że Albin naprzód w Moskwie zatrzymany tajemniczym sposobem uszedł... Miał wprawdzie wiele trudności... bo go byli pochwycili... ale dostał się za granicę... i...jest wolny!
Pułkownikowa ręce załamała z radości.
— O zwiastunie dobréj nowiny! zawołał — ale czyż to pewno? czy pewno? tyle bajek plotą.
— O! że to co mówię jest najlepszą prawdą, mógłbym potwierdzić nawet przysięgą.
Tu mówiąc zawahał się, wstrzymał, chciał może powiedzieć więcéj, patrząc na rozjaśnione szczęściem lice pułkownikowéj, ale umiał zapał powstrzymać. Zbliżył się, ucałował jéj ręce... i zabierał żegnać.
Biedna kobieta szła wszakże za nim do drugiego pokoju.
— Mój panie Władysławie — mówiła — chwytając go za ręce — przecież mnie powiedzieć możesz zkąd o tém wiesz? przecież ja nie zdradzę! Jeżli chciałeś przysiądz, musisz mieć pewność
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/161
Ta strona została skorygowana.