nie masz odwagi... ten zacny, święty młodzieniec był nam potrzebnym. On jest ukryty, nie ukazuje się tylko najbliżéj z nim związanym... w nocy. Obawiać się nie ma o co... Zresztą dla uspokojenia pani powiedzieć muszę, że wkrótce go ztąd znowu wyprawimy...
Chciał odchodzić, pułkownikowa go wstrzymała gwałtownie.
— Na miłość bozką cię zaklinam, ja widzieć go muszę.
— A! to niepodobna! wyszedłbym na zdrajcę... Pani! nie wymagaj tego...
— Mam prawo — odparła kobieta — bądź co bądź muszę się z nim widzieć, chwilę, minutę... Nie puszczę cię... padnę ci do nóg! Albin to drugie dziecko moje...
Władek był złamany, zobaczył łzy, uczuł ręce wyciągnięte ku sobie — zesłabł.
— Wyjdź pani tak, aby się nie domyślano... ja przeprowadzę... Albin dziś tu będzie u mnie — ale — na miłość Boga — niech nikt nie wie.
— Bądź spokojny, wrócę do salonu, powiem im, że się czuję wzruszoną i chcę pójść do domu, a ciebie prosiłam żebyś mnie przeprowadził... Zatrzymaj się chwiikę...
Nierad swojéj wielomówności, Władysław został sam i nakładając rękawiczki, chodził czyniąc sobie srogie wyrzuty. Zapóźno jednak... cofnąć się było niepo-
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/163
Ta strona została skorygowana.