burzyła się a wstrzymywała od wybuchu, znajdując, że wreszcie ta istota gniewu nawet nie była warta.
Napróżno szanowny Arsen Prokopowicz starał się ją rozdrażnić, postanowiła nie widzieć go i nie wiedzieć, że jest na świecie. Po kilku takich chwilach pasowania się z sobą, nie obejrzawszy się na niego, wyszła do drugiego pokoju i drzwi zatrzasnęła.
Moskal zobaczył to, uczuł, ale pozostawszy sam z jenerałem, który go siedzieć nie prosił, postanowił z chwili korzystać. Zbliżył się doń.
— Was to jednak więcéj niż mnie obchodzi, Stanisławie Karłowiczu — rzekł topiąc w nim oczy — co się wam zdaje — jak się to wszystko skończy tą biedną Polską. Oni się postawili w takiém położeniu, że nie obejdzie się bez krwawego starcia... a nawet bardzo krwawego; ale nie mogąc ich do nogi wybić, co my z nimi potém poczniemy? Ani żyć, ani się pogodzić — ani rozstać.
— Arsenie Prokopowiczu — odparł jenerał zimno, jestem wojskowy, polityką się nigdy nie zajmowałem... ja się na tém nie rozumiem...
— Ale i jako wojskowy, panie jenerale, przerwał Arsen, możecie być w położeniu nader przykrém... Jest rzeczą niezawodną, że oni nas wyzwą na rękę, wy służycie w wojsku... mogą wam kazać wystąpić przeciwko zbuntowanym... w ich szeregach — bardzo się to stać
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/175
Ta strona została skorygowana.