nisława Karłowicza... odgadłbym po tém podobieństwie... a po tém... ten adres.
Pani odetchnęła swobodniéj... uśmiechnęła się, podała nawet rękę swemu opiekunowi, który chociaż miał dobrą zręczność zarekomendowania się, nie uczynił tego zapewne przez zapomnienie i jakby już misyą swą spełnił, usunął się od drzwiczek, skłonił i pożegnał, zalecając woźnicy pilność, z tém, że będzie numer jego pamiętał.
Konie ruszyły, kobieta znużona, ocierając pot z czoła, rzuciła się w głąb powozu i zadumała głęboko. Westchnienie wyrwało się z jéj piersi... wyraz bólu i zwątpienia odmalował w całém obliczu...
Powóz szybko biegł przez oświetlone ulice, dziwny widok przedstawiające dla pierwszy raz przybywającego do północnego Babilonu błót czuchońskich. Migały jéj w oczach olbrzymie facyaty, kolumny jak wojsko poustawiane, nagie place, szerokie nad miarę drogi ostawione gmachami, cerkwie ponuro uśpione w mroku.. gdzieniegdzie szyldwach i żołnierz, budka strażnika, posąg jakiś niby widmo nocne... Obraz nie był bez pewnego uroku, ale na nieznajoméj zdawał się dziwne jakieś czynić wrażenie trwogi i wstrętu. Parę razy wysunęła głowę ciekawie i cofnęła przerażona... bo zawsze oczy jéj spotkały karabiny i straże.. Pałace w ogóle były ciemne, gdzieniegdzie tylko świeciły wnijściami hotele, błyszczały restauracye i sklepy...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/20
Ta strona została skorygowana.