— Wprawdzie, dodał z uśmiechem, rad, że rozszerzy plotkę uwłaczającą jenerałowi — ma on w Petersburgu przyjazne nader stósunki...
Uśmiech towarzyszący temu frazesowi tak był pełen zagadkowości, tajemnicy, iż wywołał natrętne pytania.
— Cóż to to jest? zawołano... co? przecież —
— Ale to nie tajemnica żadna, dla nikogo, przynajmniéj w stolicy, gdzie o tém wszyscy ulicznicy wiedzą... piękna Marya Pawłowna... często nawet przemieszkuje u niego. Chociaż to trudno rozwiązać, dodał, czy on u niéj zawsze mieszka, czy ona u niego niekiedy...
Ale on dziś właśnie w jéj towarzystwie wracając z Włoch przejeżdżał tędy.
— A! tak! tak! — przerwał dygnitarz — ta wysoka, pięknéj postaci, zakwefiona kobieta... to była...
— Właśnie, Marya Pawłowna.
— Ale cóż na to matka mówi? — rzekł ktoś inny — bo to ma być — o ile wiem — osoba wielce surowa...
— Może wie a nie chce wiedzieć, może toleruje... nie wiem bliżéj, rozśmiał się Arsen. Ale bo dziś nawet na dworcu miała miejsce jakaś scena, niezrozumiałem jéj dobrze, była tam matka... była Marya Pawłowna razem... Zapewne niespodzianie i stara pani zemdlała...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/213
Ta strona została skorygowana.