powicz uchodzić. Jeżeli tu z niego byli zadowolnieni, trzeba przyznać, że on ze swych odwiedzin, znajomości i téj myśli rzuconéj, był — szczęśliwy.
Powrócił do hotelu spocząć w takim humorze, tak wesół, tak ożywiony jak nigdy.
— Sapristi! rzekł stojąc przed zwierciadłem i gładząc się pod brodę — natura wprawdzie nie dała ci tego wdzięku, którym innych obdarzyła. Mógłbyś być piękniejszym, mieć więcéj dystynkcyi, mniejsze ręce, nogi nie tak łopatowate, ale mądrość narodów przez usta naszych Rusinów wyrzekła — Nie ródź się pięknym... ródź się szczęśliwym (ne rody sia krasnym, ale szczasnym.)... Otóż ja zaczynam posądzać, że mi szczęście to wybranych jest przeznaczoném... Alem je téż trochę winien rozumowi i téj zasadzie przez nieboszczkę mamę wszczepionéj we mnie, aby ludzi używać a do nich się nie przywięzywać...
Jeżeli kiedy mi się udało jenerałowi palnąć sztukę — to dziś: Wezmą go do Warszawy, a tu go djabli zabiorą...
Marya Pawłowna nie pojedzie do Polski i Arsen Prokopowicz... dostąpi kiedyś szczęścia, którego pragnie... zaprowadzenia przed ołtarz — jéj milioników... No co — stara baba będzie... a mnie to szkodzi? albo młodych nie znajdę? Uśmiechnął się poczciwosz do zwierciadła... a że po dobrém śniadaniu obyczajem na rodowym zwykł był odpoczywać, to jest małą odbywać
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/217
Ta strona została skorygowana.