brażała go sobie inaczéj jak ludzie, w świetle, w jakiém widziała go matka... milczącym jakimś, zagadkowym bohaterem, który się miał ich oczom w danéj chwili z całym swym blaskiem odsłonić, a ujrzała go teraz człowiekiem upadłym i nikczemnym.
Uczucie, jakiego doznała, musiała taić w sobie, aby boleści wdomu nie przymnażać. Pułkownikowa znowu wyrzucała sobie i przebaczyć nie mogła, że ona była przyczyną całego tego nieszczęścia. Stósunek z nienawistną jenerałową uważała za chwilowy, starała się go ukryć przed Michaliną, a teraz — teraz wszystko było stracone. Misia widziała tę kobietę a znając ją wdowa, ani się mogła przebaczenia spodziewać.
Dwie kobiety patrzały na siebie oczyma smutnemi a przemówić, a dotknąć bolesnéj rany wspólnéj nie śmiały. Michalina zagadywała tém i owém, pułkownikowa milczała, łykając łzy...
Lekarz nadszedł i wesołym humorem starał się rozerwać a nakazał wypoczynek i spokojność.
Pułkownikowa zażądała odjechać do domu, wstała, by pożegnać Michalinę, ale uścisnąwszy ją, na tę myśl że się z nią żegna na zawsze, że ta, którą nawykła, była uważać za synową, straconą dla niéj została... padła na krzesło we łzach i jękach...
—O! pani moja! matko moja droga! ty, coś mi sierocie służyła za matkę — zawołała, nie mogąc się także od łez powstrzymać Michalina, jakżebym pragnęła
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/219
Ta strona została skorygowana.