uspokoić serce twoje... wlać balsam pociechy... Cóż ja ci dziś powiedzieć mogę, prócz — nie płacz... spodziewajmy się, módlmy...
— Ale ty, ty go już nigdy nie zechcesz! wybuchnęła matka... on się stał ciebie niegodnym...
Misia zarumieniła się.
— Jestem z ducha córką twoją, rzekła, będę nią zawsze, jestem chrześcianką, więc przebaczę, ale już tylko przyjaciółką i siostrą mu być mogę...
Wdowa ją uściskała — pierwsze lody były skruszone.
— Czy pani wiedziałaś o jakich jego stósunkach? co to za kobieta? zapytała żywo Michalina.
— A! moja droga! szepnęła pułkownikowa, coś mi mówiono, nie wierzyłam. Ten Petersburg to Sodoma i i Gomorha... on zepsuł mi dziecko moje... wzięli je z kolan moich, wyrwali gwałtem, aby weń swe zepsucie wszczepili... Ale serce jego czyste... ja je znam. Dał się chwilowo uwieść może, obłąkać... opamięta się przecie... poprawi...
Michalina nie odpowiedziała na to... rozmowa się przerwała... Ciężko téż było dłużéj się nad tém rozciągać a wdowa nie chciała mówić tego, co wiedziała od starego sługi. Umówiono się tylko, aby nikt więcéj w domu o całym wypadku nie wiedział, a Misia chciała zaraz uprzedzić Władka, żeby i on milczał.
Uspokoiwszy pułkownikową, posłała na górę do
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/220
Ta strona została skorygowana.