szów trudno znaleść w żywych świecie, odezwał się stary — wierzcie mi... Nie lękajcie się, nie miejcie odrazy... ludzkie to zwłoki... siadaj, dziecko moje... a...
Tu dobył tabakierkę z rękawa...
— Dla rezonu zażyjmy tabaczki...
O. Athanazy wyciągnął tu[1] Władkowi brzozowe pudełeczko... chłopak zażył przez grzeczność... Wrażenie ucieczki, niepokoju, myśli o przyszłości, naostatek to nagłe przeniesienie do grobowego świata zamykało mu usta... uśmiechał się, rozgadać nie mógł. Staruszek przeciwnie był w swoim żywiole, pogoda nie zeszła mu na chwilę z czoła, zdawał się odmłodzony tém, że coś miał do czynienia, kogoś do zabawienia.
— Nie śmiem się was pytać, coście to Moskałom zrobili, że was ująć chcieli... rzekł Ojciec Athanazy.
Władek ruszył ramionami.
— Nic osobliwego zrobić mi się nie udało, mój ojcze, choć na chęciach nie zbywało... Myśmy teraz wszyscy winowajcy, bo w nas biją polskie serca...
— Polskie serca! powtórzył staruszek powoli — o jakżeś to wiele powiedział! synu mój! polskie serca!! polskie serca... Tak! z krwi dziadów zostało coś w waszych... ale staréj Polski już nie ma. Niknie ona nam w oczach, ginie, roztapia się, mieni...
Mówią na nią, że była zepsutą i grzeszną, że upadła pod ciężarem win swoich... Malowano ją jako roz-
- ↑ Wydaje się, że zamiast słowa tu winno być ku.